Past News Past News
913
BLOG

Marszałek Komorowski vs. "pokrzywdzony" oficer WSI

Past News Past News Polityka Obserwuj notkę 0

       7 października prokuratura ponownie przesłuchała Lecha Tobiasza, oficera byłych WSI, który prawie rok temu zawiadomił śledczych o rzekomej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej. W grudniu 2007 Tobiasz jednak nie zająknął się ani słowem w swoich zeznaniach o roli Bronisława Komorowskiego, dziś Marszałka Sejmu i Drugiej Osoby w Państwie, z którą „naradzał się” na ten temat, zanim zgłosił się do prokuratury. Po prawie 11 miesiącach prowadzenia śledztwa prokuratorzy postanowili zapytać go, dlaczego nie wspomniał wcześniej o spotkaniach z prominentnym politykiem Platformy Obywatelskiej. Okazało się, to, co zeznał Tobiasz podważa zeznania wcześniej złożone przez Marszałka Sejmu.

       Ponad 2 miesiące wcześniej, 24 lipca 2008 r., Komorowski zeznał na protokół, że najpierw spotkał się z Aleksandrem Lichockim, byłym wysokim oficerem stołecznego kontrwywiadu PRL. Wojskowy chciał go zainteresować możliwością dostępu do tajnego Aneksu do Raportu o WSI. Komorowski nie odmówił (!), lecz zaproponował następny kontakt, gdy już Lichocki „będzie na pewno miał możliwość dotarcia do tych dokumentów.” Spotkanie to miało miejsce - daty są tu szczególnie ważne - około 19 listopada 2007 r.

       Według Komorowskiego, dwa dni później - 21 listopada – „trafił” Marszałek Sejmu spotkał się z Lechem Tobiaszem, oficerem byłych WSI. Tobiasz miał wtedy  rzekomo poinformować Marszałka, że udokumentował korupcyjne "machinacje przy Komisji Weryfikacyjnej". Komorowski miał dowiedzieć się wtedy, że jednym z głównych anty-bohaterów korupcyjnej opowieści Tobiasza jest Aleksander Lichocki. Trzymając się logiki Marszałka Sejmu, Komorowski miał sobie wtedy uświadomić, że chodzi o tego samego Aleksandra Lichockiego, którego Marszałek gościł dwa dni wcześniej. Co więcej, nagrana rozmowa Tobiasza z Lichockim ma być "gwoździem programu" w tej "antykorupcyjnej" kolekcji nagrań.

       Tymczasem z zeznań L. Tobiasza wynika, że spotkanie z Komorowskim miało miejsce między 20 października a 2 listopada 2007 r., czyli prawie miesiąc przed wizytą Lichockiego u Komorowskiego. To zmienia chronologię wydarzeń w sposób szczególny odwracając dotychczas znany ciąg przyczynowo-skutkowy.

       Przypomnijmy, według zeznań Komorowskiego, spotyka on się najpierw ze „złoczyńcą” Lichockim, a dopiero potem z jego „ofiarą” Tobiaszem. Słowa Marszałka do Lichockiego, żeby skontaktował się jak już będzie „na pewno miał możliwość dotarcia do tych dokumentów” w świetle zeznań Komorowskiego stawiają go w nowej roli.

       Do tej pory można taką reakcję Marszałka, być może należało zrzucić to na karb dynamicznie rozwijającej się sytuacji. Oto - z zeznań Marszałka - wyłania się obraz rozmowy, podczas której Komorowski zdaje sprawę ze celowości spotkania, w którym właśnie bierze udział. Pada propozycja wglądu do jednego z najtajniejszych dokumentów – Aneksu do Raportu o WSI. Marszałek jej nie odrzuca, wręcz przeciwnie – daje jasno do zrozumienia, że jest zainteresowany efektami przestępczej działalności Lichockiego.

       Według zeznań Tobiasza złożonych pod rygorem odpowiedzialności karnej spotkał się on Komorowskim między 20 października a 2 listopada 2007 r. Marszałek poinformował prokuraturę z kolei, że spotkanie to miało miejsce 21 listopada 2007 r. Ta rozbieżność sięgająca od 17 do 30 dni może okazać się kluczowa dla wyjaśnienia genezy afery „aneksowej”, która w niektórych kręgach nazywana jest już aferą „Marszałkową” (zarówno z powodu funkcji Bronisława Komorowskiego, jak i od nazwiska redaktor śledczej „Dziennika”, która opublikowała teksty o rzekomym handlu Aneksem do Raportu o WSI). Konfrontacja Komorowskiego i Tobiasza ma ustalić, kto mija się z prawdą. Pewne jest natomiast, że Tobiasz, który zeznając 7 października b.r. podał termin spotkania odmienny od zeznań Marszałka Sejmu, miał pełny dostęp do treści zeznań Marszałka. Od początku września b.r. są one dostępne dla każdego internauty. Jeśli Tobiasz skorzystał dobrodziejstw internetu, oznacza to, że zdecydował się podważyć zeznania złożone pod przysięgą przez Drugą Osobę w Państwie z pełną premedytacją.

       Wróćmy do znaczenia wspomnianej już rozbieżności w zeznaniach Bronisława Komorowskiego i Lecha Tobiasza.

Założenie I: Komorowski mija się z prawdą

       Komorowski, w swoich zeznaniach, odwołuje się do zapisków w kalendarzu. Na ich podstawie podaje termin spotkania z Tobiaszem (21 listopada). Następnie, już „z pamięci”, stwierdza, że spotkanie z Lichockim „musiało” nastąpić „dwa dni wcześniej”.

       „Według zapisów mojego kalendarza spotkanie miało miejsce 21 listopada 2007r. i tej daty jestem pewien, w kalendarzu niestety nie zapisano dnia spotkania z Lichockim, ale mogło to być około dzień lub dwa przed rozmową z Tobiaszem.”

       Idąc tym tokiem rozumowania, zarzut składania fałszywych, Komorowski może próbować odpierać tłumacząc się błędnym wpisem w kalendarzu. Zamiast 21 listopada, chodzić mogło o 21 października. Co prawda jest to sobota, ale posłem nie przestaje się być przecież w weekend.

       Tu jednak pojawia się kolejny mankament. Jeśli Komorowski, zdecyduje się na wersję „błędne zapiski”, po nieco głębszej analizie okazuje się, że podważa ona wiarygodność Marszałka w dwójnasób. Nie chodzi tylko o to, że wcześniej czy później opinia publiczna dowie się, że Druga Osoba w Państwie zmienia zeznania z złożone pod przysięgą. W innym fragmencie zeznań Marszałek dodatkowo umacnia pierwotną chronologię wydarzeń, zeznając: „Ja fotel Marszałka objąłem z dniem 5 listopada 2007 r., więc Lichocki po raz pierwszy docierając do mnie wiedział, że będę miał dostęp do aneksu.” Takie przekonanie, wyklucza wersję Tobiasza. Jeśli Komorowski zdecyduje się na opcję „błędnych zapisków”, jego wyżej wymieniona uwaga traci swój głęboki sens. Wszak ujawnienie tajemnicy państwowej Marszałkowi Sejmu, który i tak kiedyś będzie miał do niej dostęp, znacznie umniejsza rangę przestępstwa.

       Trzymając się chrologii Tobiasza, przypomnijmy, spotkania u Komorowskiego - zarówno z Tobiaszem - „ofiarą”, jak i Lichockim – „złoczyńcą”, nastąpiły między 20 października a 2 listopada, czyli w okresie, gdy Komorowski był „zwykłym” posłem, który – świetle ustawy likwidującej wojskowe służby - nie mógł liczyć na legalny dotęp do treści Aneksu do Raportu o WSI, zanim zostanie on opublikowany.

Założenie II: Tobiasz mija się z prawdą

       To, że w konfrontacji z zeznaniami Drugiej Osoby w Państwie, „mijającym się z prawdą” okaże się podpułkownik dawnych WSI, nie byłoby żadnym precedensem. Prokuratura nie byłaby pierwszą instytucją, którą wprowadził w błąd. Wcześniej doświadczyła tego Komisja Weryfikacyjna WSI, która w efekcie wydała negatywną decyzję, co do dalszej pracy Tobiasza w wojskowych służbach. Jednocześnie - w 2006 r. - Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie wszczeła śledztwo przeciwko oficerowi dawnych WSI, stawiając mu zarzut złożenia fałszywego oświadczenia weryfikacyjnego. Śledztwo trwa do dzisiaj. Sam  Tobiasz złożył rezygnację z pracy strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej. Ostatecznie jednak wycofał ją w styczniu 2008 r. - tj. około miesiąca po zawiadomieniu prokuratury o rzekomej „aferze aneksowej”.

       Przy ocenie wiarygodności zeznań Tobiasza, trudno nie zwrócić uwagi na charakter wykonywanej przez niego działalności jako oficera dawnych WSI. Na przykład przez pierwsze miesiące 2003 r. prowadził szereg działań w ramach tajnej operacji WSI o kryptonimie „Anioł”, której jednym z celów było pozyskanie i wykorzystanie materiałów umożliwiających skompromitowanie i ostatecznie usunięcie ze stanowiska metropolity poznańskiego ks. abp. Juliusza Paetza, również przy użyciu środków masowego przekazu, w tym dziennikarzy.

       Biorąc pod uwagę powyższe „uwarunkowania” Tobiasza, trzeba również zauważyć, że – przynajmniej z punktu widzenia procedury prowadzenia postępowania karnego – jest on szczególnie ważnym ogniwem śledztwa. To on je oficjalnie zainicjował i to on występuje w charakterze „poszkodowanego”. Jak wynika materiału dowodowego, który w całości prokuratury musiała – zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnegu – przedstawić obrońcom podejrzanych, zeznania Tobiasza oraz sporządzone przez niego nagrania z ukrytego mikrofonu są filarem całej konstrukcji oskarżenia.

       W tej sytuacji udowodnienie Tobiaszowi zarzutu składania fałszywych zeznań, graniczy podstawianiem sobie nogi przez śledczych.

* * *

       Wobec powyższego opisu sytuacji, którego ocena należy do czytających, wydaje się, że na szczególną uwagę zasługuje jeden z komentarzy, który został umieszczony na profilu UWOLNIĆ DZIENNIKARZA! w portalu nasza-klasa:n-kowa akcja protestacyjna UWOLNIĆ DZIENNIKARZA!

"[...] prokuratura nie zamierza odpuścić. Uchylenie aresztu tymczasowego to tylko tymczasowy zabieg, który ma na celu wyłącznie uspokojenie opinii publicznej. Ze materiału dowodowego wynika, że najprostsza droga jakiegokolwiek rozwoju śledztwa (t.j. "wyjścia" na ludzi z Komisji ds. WSI), wiedzie przez zdobycie obciążających zeznań od dziennikarza. Aby tego dokonać, "areszt wydobywczy" wydaje się jedyną szansą. Dodajmy, że gra idzie o najwyższą stawkę. Nie chodzi o groźbę kompromitacji jakiejś prokuratury rejonowej, ale Prokuratury Krajowej! W związku z tym, należy się liczyć z tym, że gdy tylko "kurz opadnie" a opinia publiczna zapomni o swoich protestach, dojdzie do ponownego przedstawienia przez śledczych wniosku o areszt. Pretekstem do takiego posunięcia może być zarzut wpływania na świadków. Nasi informatorzy są przekonani, że śledczy już nie mogą się doczekać, aż dziennikarz poczuje się na tyle dobrze, aby podzielić się swoją wiedzą z mediami albo udzielić jakiegoś niefortunnego wywiadu. Śledczy będą mogli mu wtedy zarzucić ujawnianie tajemnicy śledztwa lub próbę wpływu na innych świadków. Przypomina to tzw. pułapkę ofsajdową w futbolu. Wojciech Sumliński - dziennikarz, którego zawodowym kapitałem jest jego wiarygodność - nie może bronić swojego dobrego imienia. De facto - musi milczeć przed opinią publiczną, która ma do wyboru: albo wierzyć lakonicznym komunikatom prokuratury i ABW albo podejrzanemu dziennikarzowi, który "nie chce wyjaśnić swojej roli w sprawie". Jeśli tylko spróbuje, prokuratura będzie miała pretekst, aby skierować ponownie wniosek o areszt, a tam przerobić go na "pożytecznego podejrzanego". I to w najlepszym razie… "

 

Past News
O mnie Past News

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka